Ewa Guba, znakomita kosmetyczka salonu Tallulah Hair & Beauty, tłumaczy m.in., że dbanie o siebie to nie luksus, mówi o wyjątkowych relacjach z wiernymi od lat klientami o tym, że kosmetyka ma sens tylko wtedy, gdy myśli się o niej długoterminowo: najważniejsze jest ustalenie sposobu pielęgnacji nie na tygodnie, ale na lata.

Porównajmy dzisiejsze możliwości kosmetyczki do sytuacji sprzed jedenastu lat, gdy zaczynała pani pracę w zawodzie. Dużo się zmieniło?

Ewa Guba: To nie zmiany – to przeskok. Kiedy zaczynałam, właściwie nie było w Polsce maszyn do zabiegów. Żeby zrobić manualne oczyszczanie, bo tylko takie było dostępne, musiałam sama przygotować maseczkę do rozpulchnienia skóry. Przykłady można mnożyć.

Może teraz jest zabiegów i kosmetyków zbyt wiele?

Nie zgadzam się. Mamy dziś dużo więcej możliwości, ale dzięki temu możemy rozwiązać też większość problemów, z jakimi trafiają do nas klienci. Zmiany w kosmetyce powodują, że aby naprawdę w tym zawodzie być dobrym, trzeba ciągle się rozwijać. Śledzić pisma branżowe, jeździć na targi, zbierać nowinki, nieustannie się szkolić. Spotykać z lekarzami, choćby dermatologami, ale też innymi kosmetyczkami, żeby wymieniać doświadczenia i wiedzę.

Bardzo dużą grupę klientek i klientów prowadzi pani przez wiele lat. Dlaczego wciąż wracają?

Większość osób trafia do mnie po raz pierwszy z jakimś problemem. Jestem od tego, żeby go rozwiązać. Tak rodzi się zaufanie. Ale to dopiero początek, bo najważniejsze jest ustalenie sposobu pielęgnacji nie na tygodnie, tylko na lata. Kosmetyka ma sens wtedy, jeśli myśli się o niej długoterminowo. Czego innego potrzebuje skóra latem, a czego innego zimą. Innych zabiegów wymaga, gdy mamy 30 lat, a innych, gdy mamy lat 40. Zmieniamy się, a moją rolą jest nie tylko nadążanie za tymi zmianami, ale w pewnym sensie wyprzedzanie ich. Kiedy słyszę od klientki: „Mam teraz dużo lepszą skórę niż dziesięć lat temu”, to dla mnie największy komplement.

Jeszcze większym była nagroda Srebrne Lustra, którą przyznano pani dla najlepszej kosmetyczki w Warszawie.

To ważne dla mnie wyróżnienie, bo przyznawały je klientki. Byłam zaskoczona, że tak licznie i chętnie głosowały na mnie w plebiscycie. Kosmetyka to moja pasja, a poza tym uwielbiam kontakt z ludźmi. Cieszę się, że zostało to docenione.

Testuje pani nowe rzeczy na sobie?

Oczywiście. Nie tylko po to, żeby sprawdzić efekty, ale też sposób działania. Jeśli sama wiem, kiedy w trakcie zabiegu pojawia się drobne szczypanie, kiedy może wystąpić obrzęk, kiedy czujemy ból, a kiedy ciepło, mogę dokładnie o tym swoim klientom opowiedzieć.

A co myśli pani o bardziej radykalnych zabiegach medycyny estetycznej?

Niestety, coraz więcej osób wykonuje je bardzo wcześnie. Za wcześnie. Bo im dłużej będziemy w stanie dbać o kondycję skóry w gabinecie kosmetycznym, tym lepiej. Jeśli już 23-letnia kobieta stosuje wypełniacze, nie będę mogła wiele dla niej zrobić. Przed każdym inwazyjnym zabiegiem lekarskim warto sobie uświadomić, że jeśli zacznę już teraz, będę musiała te zabiegi powtarzać.

Ale nikt nie lubi się starzeć.

Sposób, w jaki się starzejemy, wynika w ogromnym stopniu z genetyki. Ale fakt, że pojawiają się zmarszczki, nie musi być dramatem. I nie powinien. Znam wiele dojrzałych pań, które są piękne, pogodzone z oznakami starzenia, a jednocześnie zachwycają urodą. Nie chodzi o to, żeby mieć gładką skórę 20-latki, ale skórę zdrową i zadbaną. Na tym polega cykl życia, że jako kobiety – choć dotyczy to również mężczyzn – zmieniamy się. Nie trzeba z tym walczyć. Trzeba te zmiany polubić i systematycznie o siebie dbać.

To prawda, że w gabinecie kosmetycznym pojawia się coraz więcej mężczyzn?

Zdecydowanie. Nie tylko przychodzą, ale są też znacznie bardziej świadomi. Znają różne marki kosmetyków, wiedzą sporo o zabiegach. We wszystkich zawodach, które wymagają ciągłego kontaktu z ludźmi, takich jak manager, zdrowy wygląd to dodatkowy atut. Nie tylko wzbudza zaufanie, ale buduje też naszą pewność siebie. Dbanie o siebie to już nie luksus: to konieczność.

Rozmawiał Robert Kasperski

“Manager” nr 2/2017