Enrico Schiavone, wybitny fryzjer, stylista salonu Tallulah, o tym, jak powinien funkcjonować prawdziwy salon fryzjerski, a także o swoich kontaktach z gwiazdami i koronowanymi głowami

Skąd ta egzotyczna nazwa salonu?
Tallulah to imię bohaterki granej przez młodziutką Jodie Foster w „Bugsy Malone”. To nie przypadek, historia toczy się w latach 30., a nasz salon swoim wystrojem nawiązuje właśnie do lat międzywojennych i utrzymany jest w stylistyce art déco.

Warszawa jest kolejnym miastem artysty-fryzjera, obieżyświata?
W Polsce jestem od roku. Do Warszawy przyjechałem razem z partnerem, który dostał tutaj posadę managerską w hotelu. Uwielbiam podróże, a zawód fryzjera jest wyjątkowy, bo międzynarodowy. Pracować możesz wszędzie – technika, reguły i warsztat są podobne.

Zaczynał pan w Paryżu.
Początkowo chciałem pracować w branży modowej, ale to specyficzny, hermetyczny świat, w którym trudno się wybić. Pod koniec lat 80.poczułem, że moją drogą będzie jednak fryzjerstwo. We Francji działa Stowarzyszenie Wielkiego Fryzjerstwa Francji HCF (Haute Coiffure Francaise), które nie tylko zrzesza fryzjerów, lecz także organizuje nauczanie. Trudno o lepszą szkołę warsztatu. Po jej ukończeniu pracowałem w Paryżu, po czymna początku lat 90. przeniosłem się do Kenii, gdzie zostałem szefem salonu fryzjerskiego. I tak rozpoczęła się moja podróż po świecie. Pracowałem w Tanzanii, Moskwie, Brukseli, Bukareszcie. Z Rumunii przeniosłem się do Grecji, następnie do Genewy, potem do Rotterdamu. Do Warszawy przyjechałem z Sankt Petersburga.

Co kraj to inny klient.
Klienci są podobni, ale inne są ich przyzwyczajenia. Na przykład w Belgii, gdzie pracowałem, kobiety przychodzą do salonu fryzjerskiego raz w tygodniu. Podobnie we Włoszech i w Hiszpanii. Teraz bizneswoman często czeszą się w salonach nawet dwa razy w tygodniu. Ale już w Holandii kobiety idą do fryzjera tylko wtedy, gdy tego naprawdę potrzebują, np. przed świętami i urlopem.

Stylizował pan włosy nie tylko gwiazd filmu i muzyki, lecz także dosłownie koronowanych głów.
Królową Norwegii miałem okazję stylizować w Tanzanii. Rodzina królewska spędzała tam wakacje na safari, w programie były też spotkania z władzami Tanzanii. Ambasador Norwegii specjalnie pojawił się w moim salonie, żeby ustalić etykietę. Dostałem niemal podręcznik o tym, jak zachowywać
się przy królowej, co wolno mówić, a czego nie można… Miałem też okazję stylizować Bryana Adamsa, Brigitte Bardot, Montserrat Caballé, Grace Jones, Claudię Schiffer, rumuńską rodzinę królewską.

W tym salonie to klient jest gwiazdą, czyli po polsku – królem.
Swoim gościom daję to, co sam lubię. Czyli najwyższy poziom usług zarezerwowany w innych branżach dla VIP-ów. Kiedy pracowałem w Rumunii, pewna kobieta przychodziła do salonu co trzy miesiące. Nie stać jej było na częstsze wizyty. Traktowałem ją jednak tak, że czuła, jak bardzo jest dla mnie ważna. Każdy ma się tak właśnie czuć w naszym salonie.

Czym wasza oferta różni się od propozycji konkurencji?
Nasza oferta obejmuje m.in. strzyżenie, profesjonalną koloryzację włosów, zabiegi pielęgnacyjne, prostowanie i doczepianie włosów. Czyli mniej więcej to, co ma wiele innych topowych
salonów w Warszawie, gdzie ten segment rynku stale się rozwija. Do zawodu garną się młodzi, utalentowani ludzie; zawodu, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie należał do profesji prestiżowych. I ci ludzie – choćby Kamil Krasa, zwycięzca konkursu dla najlepszych młodych fryzjerów w Polsce – tworzą nową jakość także w Tallulah.

Zresztą nie tyle oferta nas wyróżnia, ile miejsce i atmosfera – widziałem mnóstwo salonów w Warszawie i nie mam wątpliwości, że Tallulah w swojej konkurencji jest najpiękniejszy w stolicy. Luksusowy, a jednocześnie pod względem cen dostępny nie tylko dla zamożnych. Tworzymy świetny team, w którym główną stylistką jest Aneta Kuś, doceniona przez takie gwiazdy jak Tomasz Kammel, Patricia Kazadi i Andrzej Piaseczny. Naszym atutem są zabiegi kosmetyczne: od manicure do bardzo zaawansowanych, na granicy medycyny estetycznej.

Istota stylizacji włosów polega zresztą na tym, że wszyscy robimy mniej więcej to samo. Chodzi jednak o to, jak to robimy. Tu liczą się doświadczenie, fantazja, ciągłe wyłapywanie nowinek ze świata, nowych technik, pomysłów. Ostatnio pracowaliśmy np. jako styliści przy Warsaw Fashion Week. Przede wszystkim ważny jest jednak klient, który oddaje się nam w ręce jak przyjacielowi. A przyjaciela nie można zawieść.

Szczęściem dla całej branży jest to, że od lat istnieje moda na dobrą fryzurę nie tylko kobiecą, lecz także męską. To nakręca interes.

To prawda. Zmieniła się mentalność, więc dziś nie dziwi nikogo zadbany, wystylizowany facet. W wielu zawodach wygląd jest bardzo ważny. Kosmetyki i farby to oczywiście część wielkiego biznesu, w którym stylizacja włosów jest tylko małym trybikiem, ale może najważniejszym. To my wybieramy najlepsze produkty na rynku i my musimy umieć je wykorzystać.

W tym zawodzie trzeba kochać ludzi…
…i mieć zapał do pracy. Fryzjer to ktoś więcej niż rzemieślnik. Im lepszy stylista, tym bardziej musi być kreatywny i musi patrzeć na swoją pracę jak na rodzaj sztuki.

Zawsze mówię, że fryzjer ma coś z terapeuty. Naszym zadaniem jest dawanie radości klientom poprzez usługę, którą wykonujemy. W myśl zasady: nie ma przeciętnych ludzi, są tylko mniej lub bardziej utalentowani styliści i fryzjerzy.

Rozmawiał Andrzej Mroziński

“Manager” nr 10/2016

LIVE OFFLINE
Loading...